facebook
 
LogowanieRejestracja


KASA - KOSZYK



autor: Łukasz Mijała, ilustracje: Paweł Nowacki, data wpisu: 2017-02-13

Nietypowe okoliczności powstania
„The Wall”


>>Zobacz winyle PINK FLOYD w naszym sklepie<<


Materiał na płytę „The Wall” powstał w nietypowych okolicznościach. Historię concept albumu uknuł w swojej głowie Roger Waters. Tytułowy mur miał być opowieścią o metaforycznym murze złożonym z życiowych problemów i traum jej autora. Miał być również swego rodzaju barierą pomiędzy zespołem a publicznością. Podczas realizacji płyty okazało się, że niespodziewanie obok wyrósł kolejny mur dzielący Watersa od reszty kolegów z Pink Floyd. Nikt wówczas nie przypuszczał, że „The Wall” będzie przysłowiowym gwoździem do trumny zespołu.

Solidny fundament

Kilka historii, nawarstwiających się zdarzeń, frustracji i życiowych problemów stały się prowodyrem do napisania jednej z najlepiej rozpoznawalnych rockowych płyt. Jednym z takich „inspirujących” zdarzeń była też sytuacja podczas koncertu promującego trasę „In the Flesh” (stąd też tytuł utworu otwierającego album). Aroganckie zachowanie publiczności doprowadziło Rogera Watersa na skraj nerwów. W wywiadach wielokrotnie wówczas powtarzał, że „eksplodował kocioł jego frustracji”. Z nienawiści do słuchaczy zrodził się pomysł na postawienie muru, którego solidnym fundamentem jest życie Watersa. Poszczególne cegły to różne aspekty życia artysty i jemu bliskich osób.

„The Wall” jest niemalże autorskim dziełem Watersa. Muzyk tworzył szkic płyty od jesieni 1977 aż do lipca 1978 roku. Nagrał dwa dema, które zaprezentował kolegom z zespołu oraz menadżerowi. Jednym z tych materiałów był właśnie „The Wall”, drugim materiał, który później ukazał się jako solowe dzieło muzyka, „The Pros And Cons Of Hitch Hiking”. Inni muzycy po latach również przyznawali, że powstanie „The Wall” było dziełem przypadku podyktowanym komercyjnym podejściem i pragnieniem pozbycia się problemów finansowych, w jakie zespół wpadł na skutek powierzenia swoich finansów nieuczciwej firmie księgowej. Świadczy o tym chociażby fakt, że muzycy skorzystali z propozycji większego zarobku za nagranie płyty, jeśli zostanie ona skończona do końca roku 1979.

Cegła po cegle

Tytułowy mur został zbudowany z bardzo solidnego materiału. Rósł stopniowo – cegła po cegle. Każdy z prezentowanych utworów jawi się właśnie jako swego rodzaju solidny budulec. Pierwszą cegłą stanowiącą przełomowy moment jest „In the Flesh?” - intro w jawny sposób nawiązuje do feralnej trasy Pink Floyd z 1977 roku. Gitara prowadząca oraz klawisze wykonują tu prawdziwą robotę. Zapowiada się na udaną ucztę muzyczną. Jedno jest pewne – tak kiedyś otwierało się płyty. Od początku słuchacz wie, że będzie miał do czynienia z rockowym dziełem. Tylko zaraz, zaraz, czy podmiot liryczny – Pink główny bohater tego concept albumu – nie rozpoczyna tutaj właśnie swojego wyobcowania, zamykania się, grodzenia? Czy odgłosy bombowca nie dają nam znać o tym, że bohater ma wszystkiego dość i jego jedynym marzeniem jest wysadzić wszystkich dookoła? Możemy się tylko domyślać. W każdym razie na płycie jest również kawałek o tytule „In the Flesh” (bez pytajnika) – z tą samą melodią, ale innym tekstem. Tu Pink knuje swoje dyktatorskie wizje – podczas narkotykowych odlotów wydaje mu się, że jest „Fürherem”.

Po mocnym początku Pink przedstawia kolejną historię. W „The Thin Ice” mamy opowieść o tym, jak lęki i frustracje dorosłych zostaną przenoszone na dzieci. Waters zna to z autopsji, ponieważ jego rodzice mieli za sobą traumatyczne przeżycia związane z wojną. W warstwie muzycznej jest fortepianowa miniaturka kończąca się w mocnym, gitarowym stylu. Wokalnie udzielił się tu David Gilmour, współautor utworu.

Następnym utworem na płycie jest tajemniczo i nieco sennie odegrany „Another Brick in the Wall (Part 1)”. Pink po tym jak dowiaduje się o śmierci ojca, rozpoczyna budowę mentalnego muru. W warstwie muzycznej: lekki pasaż gitary i wokalna deklamacja. To samo mamy w „The Happiest Days Of Our Lives” z marszowym basem i rozbudowaną końcówką. Utwór stanowi doskonałą introdukcję do „Another Brick in the Wall (Part II)”. Któż z nas nie zna tego utworu?! Chyba jeden z największych przebojów w historii Pink Floyd. Marszowy rytm, lekka inspiracja dyskoteką lat 70-tych, w tle cudowny bas, kapitalna gitara, odlotowe sola, no i ten jakże niespodziewany dziecięcy chór. Jeśli chodzi o warstwę tekstową, to Waters uczynił tu ukłon w stronę szkoły, do której uczęszczał w latach 50-tych. Podmiot liryczny – Pink – wyraża tu swój bunt przeciwko ludziom, którzy chcą mieć władzę nad innymi, ale niekoniecznie mają rację. Utwór jest wymierzony w złą edukację, która niszczy ludzki indywidualizm.

Podobny zarzut Waters kieruje w stronę matek, które za bardzo chronią oraz tłamszą swoje dzieci w balladowym utworze „Mother”. Z pozoru wydaje się, że jest to zwykła, lekko balladowa piosenka. Jednak złożona struktura utworu, jak również wokalna ekspresja Watersa oraz przejmujące gitarowe solo, sprawiają, że chce się tego słuchać w nieskończoność. Wokalny dialog Watersa (Pink) oraz Gilmoura (matka Pinka) wywołują ciarki na plecach. Ta pozornie delikatna, ale mroczna atmosfera udziela się również w kolejnej miniaturze, pt. „Goodbye Blue Sky”, której autorem jest Gilmour.

Na „The Wa1l” mamy sporo krótkich, ilustracyjnych utworów. Jednym z nich jest „Empty Spaces” z melodeklamacją Watersa. Trzeba wspomnieć, że oto właśnie główny bohater zorientował się, że mur, który go otacza istnieje naprawdę. W kolejnym kawałku zatytułowanym „Young Lust” daje upust swoim emocjom. Piosenka nieco odbiega od reszty kompozycji. Ciężkie rockowe riffy, psychodeliczny klawisz, gitarowe popisy oraz dzwoniący w tle tamburyn, to rockowy pastisz. Trzeba przyznać, że zdrada małżonki Watersa zaowocowała stworzeniem bardzo udanej satyry tego, co znamy jako „seks, drugs and rock and roll”. W tym jednak momencie Pink po rozstaniu z żoną bierze przypadkową groupie do pokoju hotelowego. Nie trzeba chyba tłumaczyć, w jakim celu. Ale tak naprawdę nie chce, żeby ona mu przeszkadzała. Robi się agresywny – zbliża się jeden z tych niekontrolowanych odlotów Pinka. Szaleńczy lament słychać też w wymownym „Dont' Leave Me Now”. Smętne dźwięki dodatkowo podkręcają psychodeliczną atmosferę. Zapowiedź tego, że dla Pinka to nie koniec. I faktycznie. Główny bohater dokłada kolejną cegłę do wielkiego muru. W „Another Brick in the Wall (Part 3)” słyszymy hałas rozwalanego telewizora. Postanawia bronić się przed wszystkim. Pink otoczył się murem. Ma dość. Informuje nas o tym w „Goodbye Cruel World”. Tak kończy się pierwsza płyta.

Drugi krążek otwiera absolutnie genialne „Hey You”. Czyżby Pink podejmował pierwszą próbę otwarcia się na innych? Kompozycyjna dramaturgia podszyta współgrającymi wokalami Watersa i Gilmoura oraz ogólny wydźwięk utworu stawiają go pośród najlepszych dokonań grupy. Absolutnie przejmująca jest też akustyczna miniaturka „Is There Anybody Out There?”. W kolejnym utworze, pt. „Nobody Home”, w którym na pierwszym planie gra fortepian nawiązujący nieco do wcześniejszej twórczości Pink Floyd, Pink doznaje – jak to określa Waters – „cierpienia głuchego telefonu”. Następna w kolejce piosenka to „Vera” zainspirowana Verą Lynn – brytyjską piosenkarką, która specjalizowała się w koncertach dla żołnierzy ruszających na wojnę. Stąd patetyczna ballada przeradza się w quasi-hymnowy utwór „Bring The Boys Back Home”. Pink wraca z podróży do przeszłości i przechodzi powoli transformację w dyktatorskiego neonazistę. W „Comfortably Numb” muzycznie mamy do czynienia z ciekawą, nieco folkową piosenką, w której pojawiają się delikatne smyczki. Subtelna piosenka autorstwa Gilmoura powstała z myślą o solowym albumie artysty, ostatecznie jednak w nieco zmienionej formie trafiła na „The Wall”.

Pink przekonuje się, że show musi trwać. Przychodzą po niego na koncert, ale on wcale nie ma ochoty go zagrać. Daje temu upust w „The Show Must Go On”, gdzie w tle pobrzmiewają przyjemne harmonie wokalne, w powstaniu których pomógł jeden z Beach Boysów, Bruce Johnston. Skoro jednak show musi trwać, to Pink przeobraża się w faszystowskiego dowódcę („In The Flesh”), który zabiera nas na nazistowski pochód („Run the Hill” z „metalicznymi” gitarami i zapętlonym rytmem oraz „ciężko” zagrany „Waiting For The Worms”). Dobra, dość tego maszerowania. W „Stop” Pink chce wrócić do domu, bez munduru. Nie pozwalają mu jednak na to jego wyznawcy. Wciągają go do bunkra, gdzie czeka go sąd. Orkiestrowy, nieco operowo-cyrkowy „The Trial” jest obrazem tego właśnie sądu, kiedy ocenia nas tkwiący w nas sędzia. Pink dostrzega, że jest sam – nie ma nikogo. Jest tylko on, stawiający czoła swoim demonom. Sędzia nakazuje zburzenie muru. Uzyskując odpowiedzi na kilka nurtujących pytań, staje się do pewnego stopnia wolny.

Autobiografia i ściana płaczu

„The Wall” to absolutnie wyjątkowa płyta. Choć znajdą się tacy, którzy zarzucą jej grafomaństwo – tak muzyczne, jak i tekstowe. Dobrze. Jednak trzeba wziąć pod uwagę kilka kwestii. Pierwsza, dzieło należy upatrywać jako autobiografia Rogera Watersa. To jego przeżycia, jego doznania, w większości jego muzyka. Druga, album znacznie różni się od poprzednich dokonań Floydów. Mimo że muzyka podporządkowana została przekazowi słownemu, mamy tutaj doskonałe przykłady zabaw muzyczną formą. Jednak to nie wszystko. Oprócz słowa i muzyki, ważnym elementem całego konceptu jest obraz – grafiki i animacje. Słuchając „The Wall”, przed oczami wyświetlają się grafiki GeraldScarfe'a oraz sceny z filmu Alana Parkera, który to film został nakręcony na motywach albumu. Oczywiście, o ile ktoś widział tenże obraz. Animacje autorstwa Scarfe'a były też nieodzowną częścią spektaklu koncertowego. Warto więc odbierać ten album jako całość.

Pink Floyd The Wall

A jakie wy macie zdanie na temat „The Wall” Pink Floyd lub wspomnienia związane z odsłuchami albumu? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzu.



powrót do czytelni

Podaj adres mailowy:
Otrzymasz powiadomienia o nowych wpisach

POZOSTAŁE

ZESPÓŁ ROCKER – MOTYL, KTÓRY NIE ROZWINĄŁ SKRZYDEŁ
„HALLO, TU DOBRY ROCK!”, CZYLI „OLDSCHOOL PARTY” JANA BENEDEKA
The Cure Pornography
Tabu – muzyka z werandy
Truck Store Records - Independent Music Hub, kolejny Oksfordzki sklep winylowy
David Bowie „Blackstar”
Nietypowe okoliczności powstania „The Wall”
Piosenki, które zmieniły Polskę, cz. 1
Lady Pank LP1 po latach
Voo Voo – przegląd wybranej twórczości grupy
Genesis Invisible touch
Przedwzmacniacze gramofonowe AUDION PREMIER
FOPP - sklep płytowy w OXFORDzie
Jazz, dwa, trzy… czyli krótki przegląd jazzowych nowości
Sklep VINYLGATE - brama do elektronicznego świata
Diskery, czy podróże w czasie są możliwe?
Oznaczenia jakości płyt wciąż budzą wątpliwości
Audionihilzm czy audiofilizm?
Jak rozpocząć przygodę z gramofonem?
Trzy ważne typy gramofonów
The Beatles Hard Days Night - porównanie wydań


WASZE KOMENTARZE
Nick Data wpisu Opinia