facebook
 
LogowanieRejestracja


KASA - KOSZYK



autor: Łukasz Mijała, ilustracje: Paweł Nowacki, data wpisu: 2017-02-24

David Bowie „Blackstar”


>>Zobacz winyle DAVID BOWIE w naszym sklepie<<


Legendarny artysta stworzył legendarną płytę. Materiał został okrzyknięty tym mianem jeszcze przed premierą. Niestety tuż po tym, jak album Davida Bowie pt. „Blackstar” ujrzał światło dzienne, artysta zmarł. Tak przy okazji, to ciekawe, ilu z Was przypuszczało, że śmierć Bowiego to swego rodzaju performance. Fani, którzy nie wierzyli w informacje o odejściu muzyka, przypuszczali, że jest to nietypowa forma promocji albumu. Okazało się inaczej. „Blackstar” to w każdym razie bardzo interesujący, pełen odniesień do życia i śmierci materiał oprawiony w piękną muzykę.

dawid bowie blackstar

Symbolika czarnej gwiazdy

Czy Bowie pożegnał się z fanami drugim singlem z płyty, jakim był „Lazarus”? Obraz wideo nakręcony do tej piosenki wygląda jak zapowiedź tego, o czym wkrótce dowiedzieli się fani artysty. „Niewidomego proroka” leżącego w szpitalnym łóżku, a następnie chowającego się w szafie, odbiorcy uznali za symbol nadchodzącej śmierci. Możliwe, że muzyk czuł, że musi pożegnać się ze słuchaczami. A może i nie… W każdym razie - jak zawsze - premiera nowego materiału Bowiego była obdarzona swego rodzaju tajemnicą. Zacznijmy jednak od początku.

Wydany na początku 2016 roku album nosi tytuł „Blackstar”. Właściwie to „★”. Warto wspomnieć, że w slangu astrofizyków „czarna gwiazda” to martwe obiekty w kosmosie. Co ciekawe, radiologowie używają tego terminu w odniesieniu do nowotworów. Dlaczego wydaje nam się, że ma to znaczenie w odbiorze materiału? Ponieważ Bowie umarł na raka wątroby, z którym zmagał się przez 1,5 roku. Poza tym wydawnictwo, które artysta nam podarował pełne jest niejednoznacznych symboli.

Własna interpretacja

Weźmy pod uwagę to, jak ważna w „Blackstar” jest warstwa liryczna. Rozmawiając o niej, nie sposób pominąć właśnie symbolizmu, który jako nurt artystyczny zakładał, że wyrażone treści metafizyczne można poznawać jedynie przez emocje, intuicję czy podświadomość. Na twórczość Bowiego duży wpływ miała również znajomość z Williamem Burroughsem, przedstawicielem Beat Generation. Wzorując się na amerykańskim pisarzu, muzyk przez lata stosował technikę cut-up. Polega ona na wycinaniu przypadkowych wersów i słów oraz ich losowym zestawianiu ze sobą w celu stworzenia dobrze brzmiącego zdania. Interpretatorzy zauważają tę technikę również na „Blackstar”. I jest to chyba najlepsza wykładnia tego krążka. Każdy słuchacz rozumie teksty podług siebie. Ben Greenmann, recenzent pisma The New Yorker napisał, że „piosenki Bowiego powinny być o niczym, co pozwala im być o wszystkim”. Trudno się z tym nie zgodzić.

Muzyka, jaką Bowie stworzył na „Blackstar” również wymyka się wszelkiego rodzaju formom. To mariaż brzmień i stylów – od jazzu, po rocka i jungle. Jest tu więc wszystko to, do czego Bowie zdążył nas przyzwyczaić, a przy okazji zupełnie inne, świeże. Do współpracy zaprosił jazzowych muzyków i kazał im grać rocka, co zaowocowało właśnie tego rodzaju formą, trudną do zaklasyfikowania.

Głównym partnerem Bowiego przy tworzeniu „Blackstar” był producent Tony Visconti. Panowie współpracowali ze sobą od 1969 r., nagrywając „Space Oddity”. Jeśli wierzyć słowom Viscontiego, jeszcze przed premierą „Blackstar” panowie zasłuchiwali się w albumie „To Pimp A Butterfly” Kendricka Lamara. Zachwycało ich to, że „można być jednocześnie w centrum stylistyki hiphopowej i na zewnątrz”, nawiązując chociażby do muzyki jazzowej. Dlatego do nagrania „Blackstar” zaproszono saksofonistę Donny'ego McCaslina, gitarzystę Bena Mondera, klawiszowca Jasona Lindera oraz specjalistę od elektronicznych brzmień, Jamesa Murphy'ego z LCD Soundsystem.

Na pierwszym planie na płycie mamy oczywiście głos Davida. Prym wiedzie tu także sekcja rytmiczna wprowadzająca nas w odpowiedni, niespokojny nastrój. Całość zaczyna się nerwowym rytmem. W tle pobrzmiewają smyczki, elektronika oraz saksofon. W drugiej połowie utworu pojawia się nawet nieco orientu. Można odnieść wrażenie, że kompozycja składa się z dwóch różnych utworów, połączonych jazzową saksofonową improwizacją.

Drugim utworem jest „Tis A Pity She Was A Whore” z niespokojnym rytmem ubarwionym dźwiękami saksofonu i ejtisową elektroniką. Melodyjne wokalizy oraz chórki powodują, że utwór nabiera na sile. Temperamentna kompozycja. Trzecim utworem na płycie jest „Lazarus” - znany wcześniej jako jedna z kompozycji do sztuki teatralnej pod tym samym tytułem. Nowofalowe brzmienia mocnego basu, przytłumionej gitary i miarowych bębnów stanowią tło dla dramatycznego wokalu oraz nastrojowych brzmień saksofonu.

Kolejny kawałek zatytułowany „Sue (Or in a Season of Crime)” mogliśmy poznać już w 2014 roku. Na rzecz „Blackstar” został nieco zmieniony – pojawia się jungle'owa rytmika i gitarowy zgiełk. Oryginał był nieco bardziej poszarpany i „ciemny”. Następny jest najdziwniejszy na płycie utwór „Girl Loves Me” - orkiestrowa aranżacja, subtelna elektronika, wibrujący bas wprowadzają tu mały zgiełk, a do tego Bowie śpiewa w slangu nadsat wymyślonym przez Anthony'ego Burgessa w „Mechanicznej Pomarańczy”, przeplatanym gwarą londyńskich gejów, polari.

„Blackstar” kończą dwa zupełnie odmienne od całości piosenki, które stylistycznie są bardzo bliskie poprzedniej płycie artysty, pt. „The Next Day” (2013). Melancholijny „Dollar Days” to powrót do popowych melodii. Spokojny utwór z gitarą akustyczną, fortepianem i najspokojniejszym na tle całości saksofonem. Idealnie pasuje to do tekstu, w którym Bowie śpiewa o idyllicznym krajobrazie, którego już nie będzie mu dane zobaczyć. „I Can’t Give Everything Away” to natomiast bardzo prosta i „ciepła” kompozycja, jednak w swej wymowie bardzo gorzka, z Bowiem śpiewającym wymowne: „Nie mam czasu, żeby dać ci wszystko, co mam”.

Zaledwie siedem utworów. Zaledwie 41 minut muzyki. Duża ilość znaków i symboli. Duża ilość muzycznych i popkulturowych odniesień, które warto odkrywać utwór po utworze, warstwa po warstwie, po swojemu, według własnego uznania, bez jakichkolwiek narzuconych z góry interpretacji. Gorąco do tego zachęcamy.

„Kosmici są nieśmiertelni”…

… napisał kiedyś Paul Trynka, jeden z biografów Bowiego. To ciekawe stwierdzenie. Tym bardziej, że są fani artysty, którzy wierzą w teorię, że Bowie był z innej planety. Są skłonni uznać, że jest jedną wielką mistyfikacją. Jako argumenty przytaczają, że przecież ciało zostało skremowane bez świadków oraz że na życzenie artysty nie było pogrzebu. W przekonaniach umacniają ich słowa Tony'ego Visconti – producenta i wieloletniego przyjaciela Bowiego, który stwierdził, że „śmierć Davida Bowiego nie różniła się od jego życia - była dziełem sztuki”. Visconti określił również „Blackstar” jako prezent pożegnalny dla fanów. Piękne to pożegnanie. Pod względem muzycznym, lirycznym oraz plastycznym.

A jeśli mowa o graficznej części wydawnictwa, to trzeba zauważyć, że „Blackstar” jest pierwszą płytą Bowiego bez jego podobizny na okładce. Ma to swój konkretny cel. Chodzi przede wszystkim o wspomnianą symbolikę. Bowie, zainspirowany używaniem znaków emoji, uznał że gwiazda jest znakiem stosowanym w różnych systemach, tak analogowych, jak i cyfrowych. Uniwersalność tego znaku nie jest jednak tak oczywista jak mogłoby się wydawać. Grafik Jonathan Barnbook, który odpowiadał za tę poligrafię wydawnictwa powiedział w jednym z wywiadów, że na okładce jest wiele czarnych gwiazd. Nie chodzi jednak tylko o te pięć z przodu. Te gwiazdy symbolizują różne rzeczy w życiu. „Jest na przykład rozeta, która wygląda trochę jak bilet. Cóż powiedzieć, to wciąż komercyjny produkt; kupuje się go. Jest gwiazda przewodnia, idea osoby, za którą podążasz w swoim życiu i idea czegoś duchowego, co daje muzyka. Jest wiele rzeczy, zdecydowanie nie znajdziecie ich na powierzchni, lecz mam nadzieję, że ludzie je zobaczą”. Okładka kryje więc wiele tajemnic – w tym również te kosmiczne. Odkryliście je wszystkie? To chyba niemożliwe.



powrót do czytelni

Podaj adres mailowy:
Otrzymasz powiadomienia o nowych wpisach

POZOSTAŁE

ZESPÓŁ ROCKER – MOTYL, KTÓRY NIE ROZWINĄŁ SKRZYDEŁ
„HALLO, TU DOBRY ROCK!”, CZYLI „OLDSCHOOL PARTY” JANA BENEDEKA
The Cure Pornography
Tabu – muzyka z werandy
Truck Store Records - Independent Music Hub, kolejny Oksfordzki sklep winylowy
David Bowie „Blackstar”
Nietypowe okoliczności powstania „The Wall”
Piosenki, które zmieniły Polskę, cz. 1
Lady Pank LP1 po latach
Voo Voo – przegląd wybranej twórczości grupy
Genesis Invisible touch
Przedwzmacniacze gramofonowe AUDION PREMIER
FOPP - sklep płytowy w OXFORDzie
Jazz, dwa, trzy… czyli krótki przegląd jazzowych nowości
Sklep VINYLGATE - brama do elektronicznego świata
Diskery, czy podróże w czasie są możliwe?
Oznaczenia jakości płyt wciąż budzą wątpliwości
Audionihilzm czy audiofilizm?
Jak rozpocząć przygodę z gramofonem?
Trzy ważne typy gramofonów
The Beatles Hard Days Night - porównanie wydań


WASZE KOMENTARZE
Nick Data wpisu Opinia
JacekT 2017-03-27 12:18:34 Najlepsza płyta Bowiego, wielki żal po jego odejściu. 2016 - rok kosy
Maciej 2017-10-16 12:51:56 A teraz Tom Petty.