facebook
 
LogowanieRejestracja


KASA - KOSZYK



autor: Michał Kantowicz, ilustracje: google, data wpisu: 2018-07-01

DOTYK PHILA COLLINSA, CZYLI "INVISIBLE TOUCH" GENESIS


W 1976 r. Phil Collins zastąpił Petera Gabriela w roli frontmana Genesis. Collins, który z początku był jedynie perkusistą zespołu i śpiewał w chórkach, znalazł się teraz w centrum uwagi jako główny wokalista i twarz grupy. Szczyt popularności zespołu w konfiguracji Banks, Collins, Rutheford przypadł na album „Inivisible Touch”, o którym za chwilę.


KONTROWERSJE

Wielu sądzi, że od kiedy Collins zajął miejsce Gabriela na wokalu, zespół ze „szlachetnego” prog-rockowego bandu zmienił się w komercyjną maszynkę do robienia pieniędzy. Przypomnę jednak, że z początku Genesis pozostawali w swoim macierzystym nurcie – rocka progresywnego – i odnosili spore sukcesy. Pierwsze albumy nagrane z Collinsem na wokalu nie wieszczyły zmiany stylu.


Dopiero wraz z odejściem z grupy gitarzysty Steve’a Hacketta, grupa podążyła w stronę soft-rocka. I tak oto na albumie „...And Then There Were Three...” (1978) pojawiły się krótsze piosenki, z „Follow You, Follow Me” na czele; na albumie „Duke” (1980) słyszymy już piosenki pop-rockowe, z wyraźniej zarysowaną perkusją; na płycie „Abacab” (1981) elementy rytmiczne zostały jeszcze bardziej wyeksponowane; zaś na „Genesis” (1983) mamy już do czynienia z eksperymentami z automatem perkusyjnym. Collins zatem stopniowo dochodził do głosu już nie tylko jako wokalista, ale również jako perkusista. Działalność grupy w latach 80. zbiegała się z jego karierą solową, co zapewne również miało wpływ na ewolucję stylu muzycznego Genesis.


Kolejny album „Invisible Touch” (1986), uważany za najbardziej popowy w dorobku zespołu, był naturalną konsekwencją wcześniejszych poszukiwań.

Tak więc styl Genesis zwyczajnie ewoluował w stronę lżejszych, bardziej melodyjnych piosenek i raczej wiąże się to z owocami intensywnej pracy twórczej, niż ze skokiem na kasę.


ALBUM

„Invisible Touch” zaczął powstawać w 1985 roku po rocznej przerwie w koncertowaniu Genesis. W jej trakcie każdy z członków prowadził swój projekt solowy, natomiast w 1985 r. zespół z nowymi doświadczeniami muzycznymi i z nową energią przystąpił do tworzenia piosenek. Album wydano w 1986 r.


Trzeba nadmienić, że sposób pracy nad „Invisible Touch” nie różnił się od nagrywania poprzednich albumów. Kompozycje nie były tworzone na zasadzie, że każdy przyniesie na próbę piosenkę do zaaranżowania, tylko powstawały w wyniku zespołowej improwizacji. To właśnie pokazuje, że ówczesny popowy styl Genesis był wypadkową emocji, jakie każdy z członków grupy wówczas w sobie nosił, i nie ma to nic wspólnego z „umyślnym pójściem w komerchę”.


Zresztą o jakiej komercji mówimy, skoro wiele rzeczy było wtedy eksperymentem. Album w 1986 r. otrzymał mieszane recenzje. Jedni chwalili różnorodność kompozycji i wysmakowaną grę klawiszy Tonego Banksa, które w każdej piosence budowały nastrój, jak na żadnym wcześniejszym albumie grupy; inni stawiali „Invisible Touch” w świetle wydanego w tym samym roku solowego albumu Petera Gabriela „So”. Uważano, że solowy krążek Gabriela – przecież dawnego wokalisty Genesis – ma większy temperament niż zespołowe dzieło jego kolegów. Jeszcze inni posunęli się do stwierdzenia, że „Invisible Touch” jest „solowym albumem Phila Collinsa w przebraniu Genesis”.


Owszem, Collins nadał zespołowi swojego charakteru, ale trudno oczekiwać aby będąc głównym wokalistą chował swoją indywidualność. Niemniej po wysłuchaniu piosenek zawartych na płycie wyraźnie słychać, że to nie tylko jego album.


PIOSENKI

Płytę otwiera dynamiczny, tytułowy kawałek „Invisible Touch”. Tak jak album z 1983 r. „Genesis” zaczynał się od automatu perkusyjnego piosenki „Mama”, tak „Invisible Touch” otwiera zagrywka Collinsa na bębnach elektronicznych. Jednak za chwilę wchodzi rytmiczna gitara Mike’a Rutheforda i przestrzenne klawisze Tony’ego Banksa, które już do końca utworu kołyszą słuchacza. Phil Collins jako tekściarz poruszył w niej typowy dla siebie problem – miłości, która swoim niewidzialnym dotykiem (inivisible touch) wywraca całe życie do góry nogami.


Kolejną piosenką jest zaczynająca się automatem perkusyjnym „Tonight, Tonight, Tonigt” – prawie dziewięciominutowa kompozycja, o mrocznym charakterze, nawiązująca do progresywnych czasów Genesis, z rozbudowaną środkową częścią. Możnaby ją nazwać progresywnym popem. I tutaj widać piętno Genesis jako zespołu. Kto jeszcze bowiem w muzyce pop stosuje rozwiązania rodem z rocka progresywnego?


Numer trzy na trackliście to „Land Of Confusion” (Kraina zamętu) – oparta na gitarze i rytmie granym jednocześnie przez syntezatory i stopę, piosenka antywojenna. Tekst do tego kawałka napisał gitarzysta Mike Rutheford. Zdaje się, że jest to najbardziej przebojowa piosenka na płycie, bez której energicznego rytmu, i gitary przecinającej kolejne wersy zwrotek, album stałby się mdły. Mamy tutaj prawdziwą rockową energię, choć dzięki syntezatorom, które swoją wyraźną obecnością wszystko „zmiękczają” i dodatkowo podkręcają rytm, jest ona w popowym wydaniu.


Po bardzo dynamicznym i przebojowym „Land Of Confusion” przychodzi moment pewnego wyciszenia i spokojny rytm „Into Deep”, ballady typowej dla solowego dorobku Phila Collinsa. Jednak znów, trudno wyobrazić sobie tę balladę bez charakterystycznej solówki klawiszowej Banksa.


Kolejna kompozycja to dynamiczna „Anything She Does”, bardzo podobna do tytułowego „Invisible Touch”, z tym że w większej mierze grana na żywych instrumentach takich jak sekcja dęta, czy akustyczne bębny. Jednak wciąż nie przestają baraszkować w niej klawisze, a wieńczą ją zagrywki Rutherforda na gitarze.


No i wreszcie prawdziwie progresywne, dziesięciominutowe nagranie o wdzięcznej nazwie „Domino”. Kompozycja podzielona na dwie części – wolną – „In The Glow Of The Night” – i szybką – „The Last Domino”. Mamy tutaj wszystko co charakterystyczne dla pracy zespołowej. Perkusja, klawisze i gitary w każdej części wyraźnie ze sobą korespondują; mamy dłuższe instrumentalne przejścia pomiędzy zwrotkami. Naprawdę trudno nazwać to solową inicjatywą Phila Collinsa.


Przedostatnim na płycie jest krótki „Throwing It All Away” już bardziej w „Collinsowych” klimatach, bo podobny stylem do wolnej ballady „Into Deep”. Znów jednak charakterystyczne pianino Tony'ego Banksa przed refrenem sprawia, że piosenka ma charakter zespołowy.


Album wieńczy instrumentalny „The Brazilian” w którym każdy ma swoje pięć minut. Collins gra na nieszablonowych instrumentach perkusyjnych, Banks wygrywa frazy refrenu na klawiszu o charakterystycznej barwie, a kawałek wieńczy pełna emocji solówka Rutheforda, na którą czeka się z każdym kolejnym odsłuchem.


PODSUMOWANIE

Moim zdaniem, jeśli ktoś nazywa „Invisible Touch” solową płytą Phila Collinsa, to znaczy, że nie słuchał jej uważnie. Owszem, są tam typowo „Collinsowe” ballady jak „Into Deep”, czy „Throwing It All Away”, ale oprócz nich są kawałki z rozbudowanymi partiami instrumentalnymi jak „Tonight, Tonight, Tonight” czy dwuczęsciowa piosenka „Domino”, gdzie Tony Banks daje popis swoich umiejętności klawiszowych. Jest również „The Brazilian” kawałek wyłącznie instrumentalny, w którym pod koniec Mike Rutheford przypomina o swojej obecności przebojową solówką. Zresztą gdyby nie jego gitara, to w każdej z piosenek byłoby „pusto”, czego najlepszym przykładem jest „Land Of Confusion”.


Jak powiedział sam Collins „Invisible Touch to był szczyt. Nie stworzyliśmy bardziej przebojowego albumu”. Sam Collins daje tutaj nacisk na pracę zespołową.


Oczywiście Phil Collins miał na „Invisible Touch” ogromny wpływ. Od jego tekstu wziął się tytuł albumu, jego muzyczny „podpis” słychać w postaci wyraźnych, rozbudowanych ścieżek perkusyjnych i charakterystycznego wokalu – z Peterem Gabrielem Genesis nie mieliby szansy nagrać takiego albumu. Nie znaczy to jednak, że Phil Collins tę płytę zawłaszczył. Nie. Po prostu świetnie się na niej sprawdził, jako wybitny muzyk, obok równie wybitnych Tony’ego Banksa i Mike’a Rutheforda, którzy na tej płycie są nie mniej słyszalni. Wkład Collinsa jest widoczny o tyle, o ile muzyka Genesis stała się bardziej dynamiczna, a co za tym idzie bardziej przebojowa.


Michał Kantowicz


powrót do czytelni

Podaj adres mailowy:
Otrzymasz powiadomienia o nowych wpisach

POZOSTAŁE

ZESPÓŁ ROCKER – MOTYL, KTÓRY NIE ROZWINĄŁ SKRZYDEŁ
„HALLO, TU DOBRY ROCK!”, CZYLI „OLDSCHOOL PARTY” JANA BENEDEKA
The Cure Pornography
Tabu – muzyka z werandy
Truck Store Records - Independent Music Hub, kolejny Oksfordzki sklep winylowy
David Bowie „Blackstar”
Nietypowe okoliczności powstania „The Wall”
Piosenki, które zmieniły Polskę, cz. 1
Lady Pank LP1 po latach
Voo Voo – przegląd wybranej twórczości grupy
Genesis Invisible touch
Przedwzmacniacze gramofonowe AUDION PREMIER
FOPP - sklep płytowy w OXFORDzie
Jazz, dwa, trzy… czyli krótki przegląd jazzowych nowości
Sklep VINYLGATE - brama do elektronicznego świata
Diskery, czy podróże w czasie są możliwe?
Oznaczenia jakości płyt wciąż budzą wątpliwości
Audionihilzm czy audiofilizm?
Jak rozpocząć przygodę z gramofonem?
Trzy ważne typy gramofonów
The Beatles Hard Days Night - porównanie wydań


WASZE KOMENTARZE
Nick Data wpisu Opinia