facebook
 
LogowanieRejestracja


KASA - KOSZYK



autor: EPKA, ilustracje: google, data wpisu: 2017-01-08

The Beatles Hard Days Night - porównanie wydań


Ikony roka, takie jak Beatles, Pink Floyd, wciąż zasilają budżety firm fonograficznych. Nowe produkty w postaci kolejnych remasterów, które “tym razem” mają ukazać szczytowe możliwości techniki nagraniowej, okraszone dodatkami w postaci plakatów, dodatkowych płyt DVD, książek - kuszą…


Za przykład weźmy ostatni ważny remaster Betalesów tzw. Stereo Box czyli The Orginal Studio Recordings z 2009r. Nagrania zmasterowano od nowa używając do tego oryginalnych studyjnych taśm. W internecie znajdziecie masę informacji o tym wydawnictwie, nie ma sensu powtarzać tu szczegółów.
Nie chcemy rozsądzać czy warto posiadać ten box, czy może lepiej kolekcjonować starsze wydania. Box kosztuje ponad 1500zł i każdy musi sobie to policzyć, co jest bardziej opłacalne. Niewątpliwie wydawniczo jest to atrakcja. Eleganckie 180 gramowe płyty w błyszczących okładkach robią wrażenie i stanowią ważną alternatywę dla starszych wydań. Jeśli ktoś nie posiada dyskografii Beatelsów (do czego nie należy się przyznawać :) zapewne zapyta o jakość. Z pewnością właśnie jakość dźwięku powinna być głównym parametrem wpływającym na decyzję.

Hard Days Night z wydania Stereo Box
Wydanie zremasterowane zaskoczyło mnie jakością. Wynika to wprost z faktu, że ostatnio płyt tego zespołu słuchałem przed laty w dużo tańszej konfiguracji sprzętowej. W powszechnie przyjęty stereotyp nagrań tamtych lat, wpisują się matowe, stłumione, jakby ściśnięte wokale. Mała ilość wysokich tonów, basów, granie środkiem.
Nowe wydanie Hard Days Night nie wiele z tego stereotypu pozostawia. Nie nazwałbym tego brzmienia nowoczesnym. Nie można postawić go na równi ze współczesnymi, niezwykle szerokimi brzmieniowo produkcjami. Jednakże nic temu brzmieniu nie brakuje. Muzyka gra pełnym zakresem i co najważniejsze: wokale i cały zakres średnicy nabrał cech, których w mojej pamięci nie było. Plastyczność. Większa ilość informacji i delikatne ich różnicowanie dynamiczne powoduje wrażenie znacznie lepszej plastyczności. Ogólna prezentacja wydaje mi się miękka, trochę budyniowa i przyciemniona. Ale na tej czarnej materii pojawiają się szczegóły, które dają radość ze słuchania muzyki. Zadziwiła mnie też jakość samych basów, których było za dużo.
Samo tłoczenie nie pozostawia złudzeń. Mamy doczynienia ze światowym wydawnictwem. Nikt tutaj nie mógł pozwolić sobie na uproszczenia. Autorzy takich projektów z pewnością mają świadomość, że audiofile za 30 lat będą wciąż słuchać tych płyt.


Odwołując się do audiofilskiej wyobraźni (taki rodzaj jasnowidzenia :) ), na której zawsze polegam bardziej niż na opiniach innych czy technicznych przesłankach, nie wierzyłem, żeby wydanie japońskie zagrało lepiej. Nie możliwe. Po prostu wiem, że płyty dawniej tak nie brzmiały. I z pewnością jest to kwestia masteringu, wszak w ostatnich dekadach w tej właśnie dziedzinie zmieniło się najwięcej.
Nie ukrywam, z pewną satysfakcją chciałem napisać, iż nowy remaster jest lepszy i ukazuje, że na japońskich wydaniach świat się nie kończy. Takiego finału właśnie oczekiwałem, bo sceptycznie podchodzę do wydań japońskich, jak i do wszystkich innych, jeśli traktowane są jako panaceum na dobre brzmienie. I w pewnym sensie tak się stało.
Plastyczność, większa namacalność, płynność kojarząca się z rozdzielczością, niewątpliwie na wydaniu japońskim jest gorsza. Nie ma o czym mówić. Wokale i cały pierwszy plan jakby się skróciły. Instrumenty wpasowały się w mniejsze ramki i odsunęły o krok do tyłu, lecz w zakresie tych ramek utracono rozdzielczość. Dźwięki stały się bardziej matowe i przesuszone. Ten materiał szybciej wywołuje przykre zniekształcenia krótkich ataków, szybkich transjentów objawiających się w postaci trochę syczących sybilantów. Nie chcę powiedzieć, że w tym nagraniu słyszymy sybilanty a w nowym wydawnictwie nie. Wydaje mi się, że przy złej konfiguracji, np. tranzystorowym phonostage, nieodpowiedniej wkładce, te zjawiska mogą nabrać wagi.
Jednakże wydanie japońskie jest generalnie lepsze. Fajniej pokazuje scenę. Więcej gra za linią kolumn: instrumenty, jak pisałem, są nieco pomniejszone, ale grają pokaźniejszą energią. W nowym nagraniu próbowano osiągnąć większą rozpiętość, zamaszystość brzmienia poprzez podbicie basu, wypchnięcie wokali na przód itp. Aczkolwiek w dziedzinie dynamiki, nagrania trochę spłaszczono. Paradoksalnie właśnie wydanie japońskie dostarcza większych wrażeń dynamicznych. Intensywniejsze różnicowanie dynamiczne lepiej skupionych pozornych źródeł dźwięku przyczyniają się do większego realizmu i tego, czego w gramofonie zawsze poszukiwałem.
Kwestia sybilantów - doświadczenie uczy - bywają częścią audycji. Bywają też skutkiem zniekształceń od samej wkładki i zniekształceń itermodulacyjnych elektroniki. W przypadku płyty japońskiej jest tak, że właśnie mikrodynamia w zakresie wyższej średnicy powoduje, iż nieodpowiednio dobrany sprzęt “sypie się”. I tak się tu stało. Na innym gramofonie, wybitnym w zakresie reprodukcji szczegółów, nieprzyjemny efekt znikł jak za dotknięciem różczki. Lepiej też było słychać szybkość, rytm, dynamikę nagrania japońskiego.

Reasumując, współczesne wydanie Beatlesów złagodzono, przystosowano do dzisiejszych przyzwyczajeń. Znajdziemy na nim przyjemniejszą prezentację podobną w jakimś sensie, do tego co oferuje płyta CD. Nie jest to efekt, którego szukam słuchając czarnej płyty. Po płycie winylowej należy się spodziewać większego żywiołu, energii. Tak było zawsze. Dlatego dla mnie niektóre remastery są aktem rozpaczy: produkuje się coś dla miłośników winyla, jednak wpycha się tam cechy tańszych systemów cyfrowych: budyniowe, ciepłe brzmienie o uwypuklonych skrajach pasma. Być może nowe nagranie jest bezpieczniejsze, zabrzmi dobrze na większości gramofonów.
Na koniec powiem, że te różnice nie są ogromne. Nie jest to być albo nie być. Nie uważam, żeby mimo innych założeń nowe wydanie nie było warte uwagi. Przeciwnie, jest najbardziej obecnie obowiązującym nagraniem płyt Beatlesów, które warto mieć.






powrót do czytelni

Podaj adres mailowy:
Otrzymasz powiadomienia o nowych wpisach

POZOSTAŁE

ZESPÓŁ ROCKER – MOTYL, KTÓRY NIE ROZWINĄŁ SKRZYDEŁ
„HALLO, TU DOBRY ROCK!”, CZYLI „OLDSCHOOL PARTY” JANA BENEDEKA
The Cure Pornography
Tabu – muzyka z werandy
Truck Store Records - Independent Music Hub, kolejny Oksfordzki sklep winylowy
David Bowie „Blackstar”
Nietypowe okoliczności powstania „The Wall”
Piosenki, które zmieniły Polskę, cz. 1
Lady Pank LP1 po latach
Voo Voo – przegląd wybranej twórczości grupy
Genesis Invisible touch
Przedwzmacniacze gramofonowe AUDION PREMIER
FOPP - sklep płytowy w OXFORDzie
Jazz, dwa, trzy… czyli krótki przegląd jazzowych nowości
Sklep VINYLGATE - brama do elektronicznego świata
Diskery, czy podróże w czasie są możliwe?
Oznaczenia jakości płyt wciąż budzą wątpliwości
Audionihilzm czy audiofilizm?
Jak rozpocząć przygodę z gramofonem?
Trzy ważne typy gramofonów
The Beatles Hard Days Night - porównanie wydań


WASZE KOMENTARZE
Nick Data wpisu Opinia